Podróż tragicznie zmarłego prezydenta do Gruzji w 2008 roku kryje jeszcze wiele tajemnic. Podczas lotu Lecha Kaczyńskiego do Gruzji z prezydentami Litwy i Estonii oraz premierem Łotwy na pokładzie tupolewa doszło do ostrej wymiany zdań między głową państwa, a załogą.
Przeczytaj koniecznie: Kapitan prezydenckiego tupolewa nigdy nie ćwiczył na symulatorze jako dowódca
Więcej
https://www.se.pl/wydarzenia/kraj/kapitan-prezydenckiego-tupolewa-nigdy-nie-cwiczyl-_156566.html
Kiedy maszyna międzylądowała w Symferopolu na Ukrainie, gdzie na pokład wsiadł prezydent Ukrainy, Kaczyński chciał, by samolot nie leciał do Gandżi w Azerbejdżanie, jak było w planie, lecz od razu do gruzińskiego Tbilisi.
Do tej pory wiadomo było, że rozkazu lądowania wydanego przez prezydenta Kaczyńskiego nie wykonał tylko pierwszy pilot, Grzegorz Pietruczuk. Kapitan obawiał się, że w ogarniętej walkami z Rosjanami stolicy Gruzji samolot zostanie uznany za intruza i po prostu zestrzelony.
To jednak nie wszystko. Reporterzy radia RMF FM dotarli do zeznań pilotów 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Ustalili szokujące fakty. Okazuje się, że lądowania w Tbilisi odmówił też drugi pilot – mjr Arkadiusz Protasiuk, kapitan lotu do Smoleńska. Zgodnie z rozkazem z Warszawy miał on zająć miejsce Pietruczuka. Tragicznie zmarły kapitan także sprzeciwił się prezydentowi.
Z zeznań stewardessy wynika, że na pokładzie tupolewa było nerwowo. Lechowi Kaczyńskiemu nie podobała się decyzja, by nie lecieć do Tbilisi, bo uprzedził już gości, że przecież wylądują w Gruzji. Na lotnisku miał powiedzieć, że „po powrocie do kraju wprowadzimy porządek w tej sprawie”.
Patrz też: "Jak nie wyląduję to mnie zabije". Nowe informacje w sprawie Smoleńska
Z tych samych relacji załogi tupolewa wynika, że Protasiuk nie był podatny na presję swoich szefów i nigdy nie ryzykował. CO więc stało się na pokładzie tupolewa podczas lotu do Smoleńska, że kapitan samolotu podjął decyzję, by lądować mimo fatalnych warunków atmosferycznych?